Maj, 2025r.
Szanowna Siostro Małgorzato
Chciałam przekazać Siostrze świadectwo mojego uzdrowienia.
W grudniu 2023 r. zdiagnozowano u mnie raka piersi. Miałam wtedy 49 lat i poza stresem, żadnych czynników ryzyka. Wiedziałam, że czeka mnie długa i trudna droga, a jej zakończenie wcale nie musi być szczęśliwe. Jeżdżąc samochodem na badania diagnostyczne do Instytutu Onkologii słuchałam nagrań z książkami księdza Jana Kaczkowskiego. To w jednej z jego pozycji znalazłam stwierdzenie, że modlić się trzeba za wstawiennictwem tych mniej zajętych świętych, bo oni mają więcej czasu. Wtedy pomyślałam sobie, że warto by mieć takiego świętego tutaj blisko, żeby można poprosić go o pomoc, a na głos wypowiedziałam, prośbę: „Możesz mi kogoś takiego tutaj poszukać ? ’’ Odpowiedź przyszła nadspodziewanie szybko, a dla mnie zupełnie wówczas całkowicie z zaskoczenia. Następnego dnia otrzymałam bowiem wiadomość od księdza proboszcza naszej parafii: „Pani Beato, słyszała pani o siostrze Dulcissimie z Brzezia? Może ona mogłaby pomóc…”.
Przypadek?
W ten sposób w styczniu 2024 r. trafiłam pierwszy raz do Brzezia. Zaopiekowała się mną siostra Małgorzata Cur, zaparzyła herbatę, opowiedziała historię siostry Dulcissimy, oprowadziła po izbie pamięci i powiedziała ważne zdanie: „Pani tu nie przyjechała przypadkowo. Siostra po panią przyszła. Ona przychodzi po tych, którym chce pomóc. Pani miała tu przyjechać”.
Zaczęłam modlić się za wstawiennictwem siostry Dulcissimy. Nie prosiłam od razu o szybkie uzdrowienie, to w moim przypadku było mało prawdopodobne – znałam przebiegłość przeciwnika. Prosiłam o mądrość w podejmowaniu decyzji, cierpliwość w oczekiwaniu na diagnostykę i wyniki badań, pogodę ducha, aby przetrwać trudne chwile, siłę odpowiednio rozłożoną w czasie, aby się nie poddać i wiarę w to, że dam radę. W ten sposób, razem z siostrą Dulcissimą, przechodziłam przez kolejne etapy diagnostyki, czasem zaskakując samą siebie i chyba też onkologów. Pierwszym sukcesem było to, że dzięki badaniom, które zleciłam w Stanach Zjednoczonych, udało mi się uniknąć chemioterapii – komórki raka okazały się mało wrażliwe na tę metodę leczenia. Otrzymałam hormonoterapię, która miała zmniejszyć rozmiary guza, ale od razu usłyszałam, że nie mam liczyć na to, że w ten sposób dojdzie do całkowitej remisji. Ponieważ znaleziono u mnie w drugiej piersi trzy małe zmiany, które mogły również być nowotworowe, zostałam poddana kolejnym inwazyjnym badaniom diagnostycznym. Onkolodzy nie pozostawili mi złudzeń, to miał być inny rodzaj nowotworu. Przed każdą kolejną biopsją umacniałam się w wierze, że rezonans magnetyczny często daje nad rozpoznawalność zmian i to, co zostało u mnie znalezione, ma łagodny charakter. Dwie zmiany okazały się łagodne, a trzecia całkowicie się wycofała i tu odstąpiono od biopsji.
Cały proces diagnostyki i leczenia przygotowującego do operacji trwał około roku. W tym czasie bardzo dużo się działo, a nad wszystkim sprawowała pieczę siostra Dulcissima. Jeżdżąc na kolejne badania i oczekując na ich wyniki byłam spokojna, zawsze czułam, że Dulcissima mnie prowadzi właściwą drogą.
Dużym zaskoczeniem dla lekarzy było to, że w trakcie leczenia mój guz zmniejszył się do bardzo niewielkich rozmiarów ujawnianych w badaniu rezonansem magnetycznym i był niewyczuwalny w badaniu palpacyjnym – dzięki temu mogłam mieć operację oszczędzającą. Operację wyznaczono mi na dzień, w którym wspominamy świętą Agatę, patronkę kobiet z chorobami piersi. Czy za tą datą również stała siostra Dulcissima?
Tak właśnie pomyślałam, kiedy usłyszałam termin operacji na konsylium. Usunięto mi jedynie mały fragment piersi, w którym pierwotnie znajdował się nowotwór. Jeszcze większym zaskoczeniem dla lekarzy był wynik badania histopatologicznego po operacji – całkowita remisja, brak komórek nowotworowych, węzy chłonne bez zmian.
Ostatnim etapem mojego leczenia była radioterapia. Tam usłyszałam od lekarzy, że moje leczenie było całkowicie niestandardowe, nie mieściło się w żadnym schemacie, że w zasadzie to nie wiedzą, jak to się stało i gratulują mi wyniku. Radioterapię miałam zakończyć 17 kwietnia. Termin się jednak przesunął, ponieważ jeden dzień był dla mnie trudny, źle się czułam i w tym dniu nie pojechałam. W ten sposób zakończyłam 18 kwietnia 2025 r. – w Wielki Piątek, w 90. rocznicę złożenia przez siostrę Dulcissimę ślubów wieczystych, co uświadomiła mi Siostra Małgorzata, przysyłając wiadomość i modlitwę.
W czasie choroby nie przerwałam wykonywania swojego zawodu – pracowałam nawet więcej. Dzisiaj się śmieję, że siostra Dulcissima o to skutecznie zadbała. 9 lutego 2024 r., w rocznicę swoich urodzin, obdarowała mnie dodatkową pracą, w miejscu, w którym zawsze chciałam pracować. Pomimo choroby zostałam tam ciepło przyjęta, z wiarą w to, że będę zdrowa. Jestem przekonana, że to dzięki Dulcissimie zyskałam siłę nie tylko do walki z chorobą, ale również do tego, by się uczyć i rozwijać, a także, aby zadbać o siebie nie tylko od medycznej strony.
Jestem zdrowa.
Tylko czasem ktoś zapyta skąd miałam tyle wewnętrznej siły, żeby przezwyciężyć tę chorobę bez standardowego leczenia albo skomentuje, że to w zasadzie jest cud. Wszystkich zainteresowanych wysyłam do Brzezia po opiekę Dulcissimy, mądrość w podejmowaniu decyzji, cierpliwość w oczekiwaniu, pogodę ducha, aby przetrwać trudne chwile, siłę odpowiednio rozłożoną w czasie, żeby się nie poddać i wiarę w to, że da się radę.
Beata
Comments are closed.