Mój 16 letni syn Filip od dziecka zmagał się z dużymi problemami w nauce. Było to spowodowane przyduszeniem pępowiną przy porodzie.
Późno mówił, późno chodził, ale w opinii lekarzy nie był osobą intelektualnie upośledzoną więc uczył się jak dzieci w pełni zdrowe, tylko, że w wolniejszym tempie.
Przez to, że trochę różnił się od reszty rówieśników przez swoje dysfunkcje, zawsze był odtrącany, nie lubiany. Od małego czuł się gorszy.
Z Bożą pomocą ładnie skończył szkołę podstawową, napisał egzamin ósmoklasisty, poszedł do szkoły średniej.
I tu się zaczęło…
W pierwszej klasie również pięknie dawał sobie radę z dużą pomocą nas rodziców, jednak młodzież z klasy powoli wykańczała go psychicznie, ubliżając mu, wyzywając…
Jako rodzice postanowiliśmy wypisać syna z końcem 1 klasy ze szkoły.
Po wielu rozmowach z naszym księdzem proboszczem zapisaliśmy syna do szkoły katolickiej.
Wydawało się nam, że tam będzie szczęśliwy. Szkoła jednak była daleko od domu i syn musiał zamieszkać w internacie.
Wszystko na początku było jak z bajki.
Szkoła, nauczyciele byli bardzo życzliwi, został miło przyjęty do szkoły i klasy.
Ale, życie w internacie niestety rządziło się własnymi prawami.
Tam, kiedy wychowawca nie widział, syn był znów wyśmiewany, poniżany nie dawał sobie rady z nauką.
Pedagog szkolny wraz z psychologiem powiedzieli, aby dla dobra syna mamy wypisać go ze szkoły, bo tam sobie nie poradzi i będzie powtarzać klasę.
Dziecko było na skraju załamania psychicznego.
Obwiniał siebie, że to jego wina, bo jest inny.
Nam rodzicom świat zaczął obsuwać się pod nogami, byliśmy w totalnej rozpaczy: co znów mamy z naszym dzieckiem zrobić.
Pewniej niedzieli do naszej parafii przyjechała siostra zakonna i opowiadała świadectwa cudów za przyczyną sługi Bożej s. M. Dulcissimy.
Siedząc w ławce zakryłam tylko twarz i zaczęłam płakać, błagając w duchu s. Dulcissimę, aby ratowała naszego syna.
Siostra Małgorzata, opowiadała, że dzieci ze szkoły chodzą na grób Siostry i proszą o pomoc w nauce, w napisaniu dobrze egzaminów i sprawdzianów.
Mój syn jako lektor również był na tej mszy i powiedział do mnie po Eucharystii, „ Mamo, chyba musimy jechać na grób siostry Dulcissimy, bo ja położę się na grobie i będę błagać siostrę, aby mi pomogła”.
Po tych słowach syna wiedziałam, że rozpacz tego dziecka jest przerażająca.
Po mszy podeszłam indywidualnie do Siostry Małgorzaty i dałam jej do ręki małą karteczkę, z prośbą o modlitwę w intencji syna. Sama natomiast wzięłam do domu obrazki z nowenną do sługi Bożej s. M. Dulcissimy.
Zaczęłam modlić się nowenną, prosząc o znalezienie innej szkoły.
Niestety każdego dnia dzwoniąc po różnych szkołach słyszałam tylko, że nie ma miejsc, że nie da sobie rady, że jest za późno, bo to połowa semestru.
Rozpacz zalewała moje serce, jednak nadal się modlę, już trochę z mniejszą wiarą.
Mija 9 dzień nowenny, koniec, nic się nie zmieniło, nie mamy szkoły, nie mamy, jak pomóc dziecku… ciemność nastaje w duszy.
Na drugi dzień, czyli dzień po zakończeniu nowenny została mi tylko ostatnia szkoła, do której miałam zadzwonić, bo zapisy i wszelkie informacje są udzielane tylko w środy między godz. 10-12.
Kiedy tam zadzwoniłam pani Dyrektor od razu powiedziała, że czeka na syna, że jest dla niego miejsce w klasie i mam się nie martwić, bo od teraz wszystko będzie dobrze.
Miałam wrażenie, że rozmawiam z aniołem.
Kiedy pełna radości wróciłam do domu, uświadomiłam sobie ze to dzięki Siostrze Dulcissimie. To ona znalazła szkołę dla syna.
Niech to świadectwo pokrzepi zatroskanych rodziców, że mimo trudności i zwątpienia należy do końca UFAĆ, bo mamy swoich orędowników w niebie.
AMEN
Joanna z Wrocławia
21.11.2024
Comments are closed.