Jak często i na jakie sposoby wstawiennictwo S. M. Dulcissimy było skuteczne w czasie okropnej wojny 1939-1945 roku, wynika z licznych opisów i sprawozdań.
Poniżej wspominamy tylko niektóre wysłuchane modlitwy.
„Panna Mrozek z parafii Rogów pisze: „W czwartek przed 1 piątkiem w maju 1942 roku ciężko zachorowała moja zamężna siostra Gertruda Margeciok, z domu Mrozek, jak również moja kochana matka, Antonia Mrozek, z domu Beck. Gospodarstwo domowe, jak również bydło musiałam oporządzić sama, ponieważ mieszkamy po sąsiedzku. W piątek Serca Jezusowego chciałam iść do naszego kościoła parafialnego. Jednak nie widziałam sposobu, jak mogłabym pójść do kościoła oddalonego od nas o godzinę drogi, gdy byłam koniecznie potrzebna w domu.
W mej potrzebie modliłam się jeszcze późno w nocy i prosiłam S. M. Dulcissimę, żeby zechciała mi pomóc, bym mogła przyjąć Zbawiciela w piątek Serca Jezusowego. Następnego poranka stan zdrowia obu kobiet poprawił się tak, że bez trudności mogłam iść do kościoła.
Tylko S. M. Dulcissimie zawdzięczam pomoc w mojej potrzebie”.
Ta sama osoba (p. Mrozek) informuje także o innej pomocy, którą przypisuje S. M. Dulcissimie:
„W niedzielę 17 listopada 1942 roku ks. proboszcz ogłosił, że pozostały jeszcze tylko 2 tygodnie do spowiedzi wielkanocnej. W naszej wsi przebywał ciężko chory na płuca August Nowoczek, który od lat nie chciał słyszeć o księdzu. Wszystkie namowy jego żony Gertrudy Nowoczek, jak również jego matki Julianny i siostry Otylii Nowoczek, kończyły się niepowodzeniem. Gdy w tę niedzielę wyszłam z kościoła, poprosiłam moją drogą matkę o pozwolenie pójścia do tego chorego pana Nowoczka. Zostało mi to jednak ostro zakazane. W tę samą niedzielę, po nabożeństwie o pokój, rozmawiałam z Czcigodną S. M. Dulcissimą Kurzydym z Nysy, która była właśnie w odwiedzinach u swoich rodziców. Powiedziałam jej również o chorym panu Nowoczku i postanowiłyśmy modlić się wspólnie za niego. Za wstawiennictwem zmarłej S. M. Dulcissimy Hoffmann prosiłyśmy Zbawiciela o nawrócenie pana Nowoczka. Zaraz następnego wieczoru, z mocnym zaufaniem, że S. M. Dulcissima wysłuchała naszą modlitwę, poszłam bez wiedzy moich rodziców, Ignacego i Antonii Mrozek, do chorego. Moja wizyta powiodła się, bowiem po krótkiej rozmowie zgodził się i poprosił o księdza. 27 maja 1942 roku nasz ks. proboszcz, gdy odwiedzał innego chorego, zaopatrzył świętymi sakramentami również chorego pana Nowoczka. 17 czerwca chory opuścił świat na zawsze. To cudowne nawrócenie zawdzięczamy tylko S. M. Dulcissimie. Żona zmarłego, Gertruda Nowoczek z Odry, nasz ks. proboszcz dr Massny, jak również S. Dulcissima Kurzydym z Nysy, która sama odwiedziła raz chorego p. Nowoczka, mogą to potwierdzić”.
Sprawozdawczyni wylicza jeszcze trzy inne przypadki, gdy jej zdaniem, s. M. Dulcissima wysłuchała jej modlitwę. Na końcu zaświadcza:
„ Ja, Elfryda Mrozek z Odry, potwierdzam pod przysięgą, że wszystko, co napisałam, jest prawdą”.
Odra, dnia 15 sierpnia 1942 roku.
Elfryda Mrozek.
Osoba ta wstąpiła w 1945 roku jako postulantka do Sióstr Maryi Niepokalanej w Warcie [Bardo]. Dołączyła do wyżej wymienionych „wysłuchań modlitewnych” s.M. Dulcissimy.
Kolejne opisy [świadectwa]:
„30 kwietnia 1943 roku ozdabiałam z kilkoma członkiniami Sodalicji Mariańskiej nasz kościół parafialny w Rogowie na nadchodzący miesiąc maj. Z tego powodu wróciłam do domu później. Było jeszcze dużo pracy w polu do wykonania po południu, szczególnie przy sadzeniu kapusty. W pośpiechu stanęłam lewą stopą na gwóźdź, który był w desce. Ten wszedł bardzo głęboko w stopę. Z wielką trudnością uwolniłam stopę od gwoździa. Rana nie krwawiła, ale rdza została wewnątrz. Ponieważ praca nagliła, zawiązałam naprędce stopę i pracowałam do wieczora. Wieczorem stopa była bardzo spuchnięta, a palce sztywne. Pokazały się znaki zakażenia. Ból był nie do zniesienia. Moi rodzice i rodzeństwo sądzili, że rano muszę iść do lekarza i stopa na pewno zostanie amputowana. W mojej wielkiej potrzebie zwróciłam się do S. M. Dulcissimy i przyrzekłam jej, że opiszę to, jeśli uprosi mi zdrowie u Zbawiciela. Z mocnym zaufaniem położyłam się spać. Następnego poranka wstałam o godzinie czwartej, ale ból był jeszcze większy. Położyłam się ponownie z największym zaufaniem, że S. M. Dulcissima mi pomoże, i wpadłam w głęboki sen. Po godzinie ktoś mnie obudził, pomimo że nikogo w pokoju nie było. Wstałam, byłam zdrowa. Nie było widać znaku po ranie. Wszyscy, którzy wieczorem widzieli stopę, powiedzieli:» Stał się cud «. To zawdzięczam wstawiennictwu S. M. Dulcissimy”.
„W styczniu 1944 roku otrzymałam wezwanie na gestapo do Raciborza. Ponieważ przypuszczałam, że to nie może być nic dobrego, poszłam najpierw do grobu S. M. Dulcissimy, by uprosić pomoc za jej wstawiennictwem. W urzędzie w Raciborzu zrobiono mi zarzuty, że w jednym liście do Teresy Neumann z Konnersreuth [niemiecka mistyczka i stygmatyczka], który został przejęty przez gestapo, napisałam:» Kochana Resel, błagam Cię, proś Zbawiciela o uwolnienie Wielce Czcigodnej Matki, jak również sióstr, które niewinnie jęczą wśród takich nieokrzesanych, bez Boga ludzi! « Urzędnik zmuszał mnie, że mam powiedzieć, kogo rozumiem pod tymi» nieokrzesanymi i bez Boga ludźmi «. » Czy to jesteśmy my z gestapo? « pytał. W mej potrzebie błagałam S. M. Dulcissimę o pomoc, ponieważ widziałam, że jestem zgubiona. Wtedy usłyszałam całkiem wyraźnie jakiś głos w prawym uchu, który powiedział mi:» Wskaż na tych, za których modlisz się codziennie! (jest moim zwyczajem modlić się codziennie za tych, którzy niewinnie jęczą w łagrach i więzieniach). Powiedziałam więc urzędnikowi:» Pod tymi nieokrzesanymi i pozbawionymi Boga ludźmi rozumiem tych, z którymi siostry siedzą razem. Urzędnik odpowiedział:» To jest Twoje jedyne szczęście, ponieważ gdybyś wskazała na nas, wtedy nie widziałabyś więcej świata«. Tę wyraźną pomoc zawdzięczam S. M. Dulcissimie”.
„Krótko przed wejściem Rosjan w marcu 1945 roku mój ojciec zakopał w ziemi swoje rzeczy, podobnie moje zamężne rodzeństwo. Ojciec posadził kapustę na tym miejscu. Również ja zakopałam pod szopą moją bieliznę, która była przeznaczona na posag do klasztoru, polecając opiekę nad nią S. M. Dulcissimie. Uratowanie tych rzeczy miało być dla mnie znakiem, czy mam iść do klasztoru, czy nie. Ojciec popatrzył na moją kryjówkę i powiedział:» To może znaleźć małe dziecko. Ja zakopałem pewniej, ponieważ mam już na tym sadzonki.
Gdy 1 maja po ewakuacji wróciliśmy do domu, wszystkie rzeczy ojca, jak i rodzeństwa były wykopane i skradzione. Przy moich rzeczach ziemia była tylko rozgrzebana, ale rzeczy były nienaruszone. Wszyscy, którzy to widzieli, mówili:» To jest cud «. To zawdzięczam tylko S. M. Dulcissimie.
Wszystkie wydarzenia opierają się na prawdzie i mogę podpisać je pod świętą przysięgą.
kandydatka Elfryda Mrozek
„Oblubienica Krzyża” o. Józef Schweter CSsR
fragment
Comments are closed.