Nazywam się Irena Czekała. Jak każda młoda kobieta wychowałam trzy córki i pracowałam zawodowo. Nagle w wieku 29 lat zachorowałam na nieznaną chorobę. Z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Bolało mnie całe ciało, każda jego cząstka, a do tego jeszcze doszły wysokie temperatury, prawie 40oC.
Strach mnie ogarnął, rozpacz, bo nie mogłam sobie pozwolić na chorobę, było troje małych dzieci, najmłodsze 15 miesięcy, dobra praca. Jednak ledwo się poruszałam o własnych siłach, podpierając się kulami. Lekarz prowadzący miał obawy, że pozostanę na wózku inwalidzkim.
Mąż został z dziećmi w domu, a ja od szpitala do szpitala. Były różne diagnozy, eksperymenty, raz poprawa, a raz nawrót choroby. Wreszcie diagnoza:toczeń mięśniowy, kolagenoza, choroba nieuleczalna. Mieszkałam w sąsiedztwie Sióstr z Brzezia. Z przełożoną Pauliną znałyśmy się z rekolekcji Dzieci Maryi. Mąż czasami pomagał siostrom w różnych pracach.
Gdy przełożona dowiedziała się o mojej chorobie zaczęła za mnie się modlić za wstawiennictwem siostry Marii Dulcissimy o zdrowie. Najpierw w Zgromadzeniu, potem z dziećmi i rodzicami na lekcjach religii w salce probostwa. Przychodziła z moimi dziećmi na grób siostry Dulcissimy i gorąco prosili o moje zdrowie. Mnie też zachęcała do modlitwy. Człowiek w cierpieniu czasami nie potrafi się nawet modlić. Gdy było mi ciężko, to tylko myślałam jak siostra Dulcissima znosiła trudy swojego krzyża i wtedy łatwiej było mi znosić cierpienie.
Miałam takie pragnienie i prosiłam siostrę Marię Dulcissimę, żeby się za mną wstawiła i uprosiła łaskę u Jezusa, bym mogła chociaż dożyć I Komunii świętej mojej najstarszej córki. Byłabym wtedy najszczęśliwszą matką. Na szczęście w naszej parafii była możliwość wysłania dzieci do wczesnej Komunii Świętej, więc nie musiałam długo czekać.
Stał się cud. Przed uroczystością Komunii Świętej czułam się coraz lepiej, odzyskałam siły, radość, zorganizowałam całą uroczystość. Z dzieckiem uczęszczałam na katechizm. Tyle łask Bożych uzyskałam, że nawet nie śmiałam już dalej myśleć i prosić, tylko dziękowałam.
Przeżyłam pięknie wszystkie trzy Komunie Święte, bierzmowania córek, dwie już nawet wyszły za mąż. Żyję z tą chorobą od 20 lat. Wiem, że dzięki gorliwym modlitwom, pełnych wiary ludzi, którzy codziennie za mnie się modlili otrzymałam tak wiele łask Bożych.
Teraz już modlę się nie za siebie, ale za wszystkich, którzy proszą mnie o modlitwę za wstawiennictwem siostry Marii Dulcissimy. I jak zdrowie pozwala, to prawie codziennie uczęszczam na Mszę Świętą, aby podziękować za wszystko.
Nie ma takich słów, żeby to wyrazić, to trzeba czuć sercem, jak miłosierny jest Pan Jezus. Dzięki siostrze Dulcissimie uświadomiłam sobie, jakim ukojeniem jest dla mnie Wielki Post. Patrząc na krzyż czy podczas Drogi Krzyżowej czuję ulgę w chorobie. Dla zdrowych ludzi może to zwyczajny okres w roku, ale dla mnie wiele znaczy, bo wiem, że sama już nie cierpię.
Ktoś powie, że ona wcale nie została uzdrowiona, że to nie jest żaden cud. Ja tylko wiem i Pan Bóg wie, że tak musi być, ktoś ten krzyż musi nieść.
Trzeba się poddać Woli Bożej i nie tracić wiary. Dzięki siostrze Marii Dulcissimie uprosiłam także zdrowie dla mojej mamy, która kilka lat temu dostała wylew. Irena Czekała
Comments are closed.