Kwiecień [1936] rozpoczął się dla S. M. Dulcissimy nowymi atakami. Wołała ciągle: „Jezu, daj mi dusze, dusze, dusze, które są drogie, kosztują wiele. Wszystko za kapłanów, za Zgromadzenie, szczególnie za przełożonych”.
2 kwietnia modliła się i po Komunii świętej ofiarowała cierpienia przede wszystkim za swych dwóch chrześniaków: Jana Kubicę, syna polskiego kierownika szkoły i za małą dziewczynkę Marię Teresę Darowską. Błagała głośno: „Jezu, daj moim dwom chrześniakom duchowe piękne ubranka, skarby. Daj im wiele, ponieważ jako biedna zakonnica nie mam nic. Wszystko jest od Ciebie, ja również a Ty zabrałeś mi już wszystko”.
Dzień 3 kwietnia przypomniał jej krewnych. Modliła się: Jezu, dziś wszystko dla ojca, mamy, Henryka i Holdka (tzn. Reinholda jej starszego brata – przyp. tłum.)! Wiem o Jezu, Teresa powiedziała mi to, że Holdek jest dobry, bardzo dobry. Masz wiele radości z niego. Ja chcę też być dobrą, tak dobrą jak Holdek. Proszę, proszę Jezu, daj nam wszystko! Jezu, daj mi łaskę, by (…) zawsze prosić o przebaczenie”. Potem przez dwa tygodnie codziennie kilkakrotnie S. M. Dulcissima prosiła wszystkich, którzy ją odwiedzali o przebaczenie. S. M. Lazarię prosiła często w ciągu dnia tymi słowami: „Proszę wybacz mi, chcę się poprawić, nie chciałam grzeszyć. Proszę, proszę wszystkich o przebaczenie!”
W Wielkim Tygodniu mówiła często o śmierci: Ja muszę też umrzeć; wierz mi, ja umrę w nowicjacie w Brzeziu i ty pochowasz mnie tu. Tak wielkie jest cierpienie, a jeszcze większa wewnętrzna boleść”.
Przez cały Wielki Post mówiła bardzo mało, natomiast modliła się prawie nieustannie. Jeśli chciała czegoś, wtedy mówiła cichym głosem. Powtarzała: „Muszę być całkiem cicho, całkiem cicho, całkiem cicho”. Kiedy mówiono o kimś źle w jej obecności, wtedy zabraniała tego i mówiła: „O nikim nie powinno się źle mówić, powinno się być dobrym. Nie mówcie o innych proszę, proszę, proszę! A ja proszę również o wybaczenie, że ci to powiedziałam”.
W Niedzielę Wielkanocną była o wiele weselsza. Stłumiła cierpienie. Potem powiedziała jeszcze raz: „Przy Teresie jestem teraz jeszcze o wiele, wiele mniejsza. Więcej nie wolno mi mówić i ja nie wiem też nic więcej. Powinnam się cieszyć, bardzo cieszyć, ponieważ Jezus wkrótce przyjdzie”.
Po Wielkanocy stan jej zdrowia znów się pogorszył. Puchły jej nogi i stopy. Z powodu mocnych boleści nie mogła się poruszać. Odczuwała każde nawet najlżejsze dotknięcie. Dokuczało jej sztywnienie głowy, barków i kręgosłupa. Płakała wiele i mówiła: „Jezu, zgon jest jednak ciężki!”. Naturalne środki nie uśmierzały bólu.
Od kiedy S. M. Dulcissima była w Brzeziu (1933 r.), składała zawsze ręce prosto, nawet przy największych bólach, także w nocy. Prosząc, trzymała ręce zwrócone do góry, mocno złożone razem. Sama mówiła: „Tak muszę zawsze prosić i błagać”. W ostatnich trzech miesiącach swego życia składała ręce w dziwny sposób na krzyż, na piersi. Zapytana przez S. M. Lazarię dlaczego tak robi, odpowiedziała: „Muszę teraz to tak robić”.
26 kwietnia, w święto Matki Bożej Dobrej Rady (niedziela), rozmawiała po raz ostatni z siostrami, które przyjechały na rekolekcje do Brzezia, a także z oblatem, ks. Cyrysem [OMI], z którym rozmawiała po polsku i po niemiecku. Głośno odmówiła Zdrowaś Maryjo po polsku, po czym poprosiła księdza o modlitwę i błogosławieństwo.”
Oblubienica Krzyża
O. Joseph Schweter CSsR
Comments are closed.