Moja historia i historia mojej Córki Magdy już na zawsze będzie związana z osobą służebnicy Bożej S. M. Dulcissimy, począwszy od wyproszenia za jej wstawiennictwem poczęcia córeczki, przez bezproblemowy okres ciąży, poród, jej chorobę i odzyskane zdrowie.
Moja decyzja o ciąży była przekładana wielokrotnie, najpierw z powodu kończonych studiów, potem skupiłam się na szukaniu pracy, a w końcu z powodu chęci posiadania własnego biznesu i pracy zgodnej ze swoją pasją. Na pewno też z powodu strachu i niedojrzałości ciągłe odkładanie decyzji w czasie sprawiło, że zbliżałam się do ukończenia 33 roku życia, a podjęcie kroku w kierunku macierzyństwa powoli robiło się naglące.
Świadkiem moich zmagań była moja Mama, która interweniowała za pośrednictwem s. Dulcissimy i poprosiła Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej z Brzezia o modlitwę w intencji poczęcia dziecka przez nasze małżeństwo.
O całym fakcie zapomniałam, ale po jakimś czasie zaczęliśmy z mężem dojrzewać do tak długo przekładanej decyzji, nastąpiła w nas cudowna zmiana.
Na początku roku 2022 dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nie spodziewałam się nastąpi to tak szybko. Moja ciąża przebiegała wzorcowo, miałam bardzo dobre wyniki, świetnie się czułam do jej ostatnich dni, byłam aktywna i nie odczuwałam żadnych typowo wymienianych niedogodności ciążowych.
Magda urodziła się kilka dni po terminie 23.09.2022r. po wywoływanym, ciężkim, dla mnie traumatycznym porodzie, który wiązał się dla mnie min. zastosowaniem próżniociągu vacuum, nacięciem oraz szyciem krocza, szycie pochwy i szyjki macicy a także ręcznym wydobyciem łożyska.
W ostatniej godzinie porodu zwracałam się do siostry Dulcissimy o pomoc. Byłam już wyczerpana a ból wydawał mi się już nie do zniesienia. Również moja Mama cicho modliła się do niej towarzysząc mi przez kilka godzin na sali porodowej.
Magda urodziła się w ciężkiej zamartwicy urodzeniowej, jej szyja była owinięta pępowiną, miała problemy z oddychaniem, ciężkie niedotlenienie okołoporodowe. Córka dostała niską ocenę w skali Apgar dlatego po porodzie została zaintubowana i przewieziona ambulansem do Szpitala w Zabrzu. Przeżyłam szok, który jest trudny do opisania. Po jakimś czasie dostaliśmy informację o zakażeniu Córeczki sepsą. Jej życie było zagrożone.
Kiedy już doszłam do siebie poczułam dziwny spokój w sercu. Ktoś jakby przejął mój ból i strach…ktoś nie pozwalał mi się załamać. Wiem, że moje cierpienie przyjęła na siebie S. M. Dulcissima. Już podczas porodu prosiłam ją o to, wiedząc, że brała na siebie krzyże i cierpienia innych ludzi.
Magda została otoczona troskliwą opieką lekarską, modlitwą Zgromadzenia z Brzezia. W jej intencji zostało odprawionych kilka mszy świętych a także była otoczona modlitwą wielu ludzi bliskich i nieznanych.
Stan naszej Córki na początku był bardzo ciężki, jej wyniki były bardzo złe, miała poważny stan zapalny w organizmie. Lekarze bali się, że przez niedotlenienie wywołane trudami porodu może mieć problemy neurologiczne.
Żyliśmy w niepewności i ogromnym stresie przez kilka dni, jednak po jakimś czasie zaczęły docierać do nas informacje pełne nadziei. Powoli stan Magdy zaczął się stabilizować. Zapalenie zaczęło spadać, wyniki tomografii mózgu były dobre, nie nastąpiło jego uszkodzenie, choć obawiano się nieodwracalnych zmian. Lekarz neurolog widząc wyniki tomografii stwierdził, cytuje: ,,że nie ma się do czego przyczepić”. Dziecko, które otarło się o najgorsze otrzymuje diagnozę pełną nadziei. Choć konieczne będą konsultacje medyczne w przyszłości, co jest normą u dzieci urodzonych w tym stanie i po przebyciu takiego zakażenia to rokowania na przyszłość są optymistyczne.
Magdalenka łącznie w szpitalu przebywała 18 dni, to dla mnie i dla całej naszej rodziny bardzo trudny czas. Jednocześnie to był czas pełen nadziei i zawierzenia Opatrzności Bożej i Bożemu Miłosierdziu, a w szczególności niezmącona niczym wiara w cudowne wstawiennictwo S. Marii Dulcissimy za nami u Boga i Niepokalanej.
Pragnę jeszcze w kilku zdaniach zwrócić się do kobiet, matek przechodzących przez podobne doświadczenia i opisać swoje uczucia towarzyszące mi bezpośrednio w trakcie porodu i tuż po nim. Szczególnie trudnym doświadczeniem z jakim może utożsamić się czytająca tę historię kobieta jest rozpacz, która pojawia się, kiedy rozłącza się nowo narodzone dziecko z matką tuż po porodzie. Wtedy, kiedy dziecko widzi się ułamek sekundy, w pamięć na zawsze zapada widok wiotkiego, nie płaczącego dziecka w rękach lekarza i nie ma możliwości na kontakt z dzieckiem ,,skóra do skóry”, poznania się, karmienia piersią to w tym momencie traci się coś bezpowrotnie.
Kilka dni spędzonych samotnie w szpitalu, na piętrze, gdzie nie ma noworodków i ich szczęśliwych mam, za to jest nerwowe wyczekiwanie na informacje o stanie zdrowia dziecka, niedowierzanie, łzy i smutek.
Najgorszym wrogiem kobiety w takiej sytuacji jest pojawiające się poczucie winy, doszukiwanie się winny w sobie, myśli niedające spokoju. Pojawia się ogromna pustka i tęsknota za dzieckiem, które jeszcze do niedawna miało się cały czas przy sobie. W szpitalu czuje się okropną samotność, której nie przerywa nic, nawet odwiedziny męża czy rodziny.
Sytuacja, w której się znalazłam była niespodziewana, żadna matka nie powinna opuszczać szpitala bez swojego dziecka w ramionach i czekać na jego powrót do domu. Szpital i jego realia choć konieczne, nie są naturalnym miejscem na budowanie relacji z dzieckiem. Osiemnaście dni jakie moja córka spędziła w specjalistycznym szpitalu, gdzie możliwość odwiedzin i kontaktu jest ograniczona, wyliczona na dokładnie godzinę bez możliwości dotykania dziecka, widok dziecka podłączonego do aparatury, leżącego bezbronnie w inkubatorze, zdanego na opiekę pielęgniarek powoduje ból serca. Ma się świadomość, że dziecko zostaje pozbawione ciepła i czułości matki już od pierwszych chwil życia. Choroba dziecka to również choroba matki, cierpienie dziecka to również cierpienie matki. Pojawia się paraliżujący strach przed każdą wizytą, powodowany niepewnością jakie otrzyma się wiadomości o stanie zdrowia dziecka. Trudno normalnie funkcjonować, trudno spać i jeść. Nie można poskładać myśli.
Wszystkie te emocje byłyby nie do zniesienia, gdyby nie wiara i modlitwa. Cierpienie, które może złamać człowieka, może go również uszlachetnić. Bardzo mi pomogło zdanie gdzieś zasłyszane, iż „nie ma życia bez krzyża, ale to my sami wybieramy czy krzyże te niesiemy sami czy z Jezusem”.
Mogę z całą pewnością stwierdzić, iż Bóg za wstawiennictwem s. Dulcissimy nie tylko uzdrawia ciało, ale także ducha, uzdrawia chorą córkę, ale leczy też smutek i rozterki matki.
Jestem przekonana, że opieka s. Dulcissimy nie kończy się w momencie, kiedy zostało zażegnane zagrożenie życia naszego dziecka, ani w momencie odzyskania zdrowia przez naszą Córkę, ale wykracza poza. Jej opieka będzie towarzyszyć nam już zawsze.
Tym świadectwem pragnę podziękować służebnicy Bożej Siostrze Marii Dulcissimie i przyczynić się do jej rychłej beatyfikacji. Dziękuję jej z całego serca za uproszenie łaski zdrowia dla Magdy, za opiekę nad moją Córeczką, gdy leżała sama w szpitalu, kiedy ja nie mogłam być przy niej. Wiem, że ona czuwała przy niej w dzień i w nocy.
Chcę również podziękować całemu Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej za modlitwę oraz wszystkim osobom które modliły się w intencji Magdaleny, a także lekarzom i wspaniałemu personelowi szpitala za ich trud i opiekę medyczną.
Anna
Racibórz, 19.10.2022r
Comments are closed.