Pani Regina Kampka opowiada przejmujące doświadczenie uzdrowienia swojej mamy, Łucji Stawinoga. Modlitwa ma ogromną siłę.
W 1956 roku w listopadzie ciężko zachorowała moja matka Łucja Stawinoga. Miała 35 lat. W domu było nas wtedy pięcioro dzieci, najmłodsza siostra miała 1 rok. Lekarze nie dawali żadnej nadziei. Przy operacji stwierdzono pęknięcie i rozlanie się woreczka żółciowego. Mama była cała żółta. Po półrocznym leczeniu szpitalnym, bardzo wychudzona, została wypisana ze szpitala. Czekaliśmy już tylko na śmierć.
Proboszczem w Brzeziu był ks. Rudolf Adamczyk, który powiedział mojemu Ojcu: „Panie Stawinoga żona nie umrze”. On i siostry zakonne bardzo się modliły do siostry Marii Dulcissimy o zdrowie dla Mamy. Była w klasztorze u nas w Brzeziu apteka, którą prowadziła siostra Maria Zofia. Ona też bardzo mamie pomagała, dawała wskazówki jak przyjść do sił.
Pewnego dnia mama zupełnie stanęła na nogi. Pojechała podziękować lekarzowi, który ją prowadził w szpitalu. Kiedy lekarz ją zobaczył powiedział: „Pani żyje, to cud”. My wiemy, że modlitwy nasze zostały wysłuchane. Siostra Maria Dulcissima to największy skarb w naszej parafii.
Córka, Regina Kampka
Comments are closed.