Był luty 1945 rok kiedy nadchodził front. Mieszkańcy Brzezia musieli opuścić swoje domostwa. Rodzice Marta i Maksymilian Polak udali się do Turzy Śląskiej ponieważ tam mieszkała siostra taty Joanna Nachlik z rodziną. Wioskę tę wybraliśmy dlatego, iż ojciec pracował w Wodzisławiu Śląskim, a chcieliśmy być razem, bo sami nie wiedzieliśmy jak długo to wszystko potrwa. W tamtych czasach nie było samochodów, jechaliśmy furmanką, a razem z nami jechała rodzina Heleny i Pawła Fiołka. Po dotarciu na miejsce, mam ciągle siedziała zadumana. Ciągnęło ją do domu, tym bardzie, że w głowie miała słowa siostry Marii Dulcissimy, która powiedziała na długo przed wojną: „Przyjdzie wojna, nie uciekajcie z Brzezia, bo ja je ochronię od nieszczęścia”, „Od wojny was ochronię, ale od głodu nie”.
Nazajutrz wujek Paweł wziął rower i pojechał zobaczyć jak wygląda sytuacja w Brzeziu. Okazało się, że jest spokojnie. Natychmiast zaprzęgliśmy konie do wozu i wróciliśmy do swoich domów.
W krótkim czasie dom cioci w Turzy Śląskiej został zrównany z ziemią. Podczas nalotu spadły na niego 3 bomby, zginęło 18 żołnierzy i wujek. Cała rodzina, oprócz wujka ocalała, tylko dzięki małemu dziecku, którego płacz usłyszeli sąsiedzi, bo reszta rodziny była nieprzytomna i zasypana gruzami. Tym płaczącym dzieckiem była córka mojej kuzynki, żyjąca do dziś Halina Sitek. Gdybyśmy tam zostali nie wiadomo co z nami by było.
Codziennie modlimy się do Boga za wstawiennictwem siostry Dulcissimy. Mamy do Niej zaufanie. Jesteśmy przekonani, że siostra Dulcissima cały czas opiekuje się naszą miejscowością. Kiedy naokoło przechodzą nawałnice, huragany, różnego rodzaju kataklizmy żywiołowe – nas to wszystko omija. Siostra Dulcissima czuwa nad nami.
Modlimy się indywidualnie, a szczególnie podczas każdej Mszy Świętej o rychłe wyniesienie siostry Marii Dulcissimy Hoffmann w poczet błogosławionych.
Zofia Wesper
Comments are closed.